piątek, 17 stycznia 2014

Rozdział 17


***NIALL***

- Odczep się wreszcie od nas! - krzyknął Louis do Liama.
Stałem jak sparaliżowany i nie wiedziałem co zrobić, żeby uciszyć Louisa. Oczywiście nie przewidziałem jak bardzo nieobliczalny potrafi być zdenerwowany Tommo. Chłopak spoliczkował Liama. Ten spojrzał na Lou płonącymi z gniewu oczami.
- Nie daruję wam tego! - wrzasnął.

Niewiele myśląc, Louis szybko odegrał się, wymierzając cios z pięści prosto w nos Liama. Payne zatoczył się do tyłu i przewrócił na ziemię, sycząc przekleństwa pod nosem. Chwilę później wstał, trzymając się za obolałe miejsce i ciągle chwiejąc się na nogach przyłożył niczego niespodziewającemu się Louisowi. Tommo zatoczył się, ale szybko z powrotem złapał równowagę i już był gotowy oddać kolejny cios, kiedy poczułem nagły ból w policzku. Nie zdążyłem zareagować i kiedy się ocknąłem siedziałem na ziemi i obserwowałem Liamia i Louisa. Liam zwinnie odskoczył w bok, unikając pięści mojego przyjaciela i uciekł.
- Tchórz. - syknąłem, kiedy Louis pomógł mi wstać.
Louis nie skomentował tego, tylko pokręcił głową, zaciskając mocno szczękę.
- Jeśli nie da nam spokoju... - wysyczał, a w jego oczach tańczyły płomienie gniewu. - To ja już wiem co mogę zrobić. I nie będzie to dla niego dobre. - szepnął.
- Och, Louis. - westchnąłem. - Jego nic nie powstrzyma.
- Założymy się? - wykrzywił usta w gorzkim uśmiechu.
Popatrzyłem na niego przerażony. Co on znowu chce zrobić? Cokolwiek zrobi będzie miał kłopoty.
- Patrz tam. - Louis lekko skinął głową w stronę bramy parku.
Spojrzałem tam i moje serce stanęło w miejscu.
- Marta. - szepnąłem z przerażeniem.
Dziewczyna stała bez ruchu i patrzyła na nas przerażona.


Co ja teraz mam zrobić? Panikowała moja podświadomość.
- Chodź. - rzucił Louis, wyrywając mnie z odrętwienia, i pociągnął za rękę.
Zrobiłem dwa kroki ... i uświadomiłem sobie, że Lou trzyma mnie za rękę. No dobra, ciągnie.
Ale to raczej to samo - warknęła moja podświadomość.
Szybko puściłem jego rękę i podszedłem do Marty. Cholera, co ja mam teraz powiedzieć?
- Co to było? - szepnęła drżącym głosem.
Spojrzałem w bok na Louisa, który wolnym krokiem szedł w naszą stronę.
- Hej, Marta. - uśmiechnął się.
- Hej... - spojrzała na niego niepewnie. - Louis.
Staliśmy chwilę w milczeniu. Żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć.
- M-muszę iść. - wyjąkała Marta i zrobiła krok w tył.
- Zaczekaj. - Lou złapał dziewczynę za łokieć. - Może wpadniesz? Na herbatkę?
Serio, Louis? Herbata? Nie mów mi, że dasz jej swoją yorkshire tea!
Spojrzałem na przyjaciela z lekkim przerażeniem. No bo przecież... Jejku... Aż mi słów brakuje.
Louis natomiast wpatrywał się w dziewczynę jak w obrazek.
- Eem, ja... - spuściła głowę w dół, pozwalając włosom opaść na jej zaróżowioną twarz. - N-nie wiem.
Stałem i patrzyłem jak Louis namawia Martę, a ona patrzyła to na niego, to na mnie zmieszanym wzrokiem.

Ocknąłem się dopiero na schodach swojego domu.
- Niall? - przyjaciel szturchnął mnie w ramię.
- Yy, tak? - zamrugałem szybko oczami, pozbywając się zgubionego wzroku Marty.
- Dziękuję za dzisiaj. - uśmiechnął się serdecznie. - Mimo wszystko.
- Nie ma za co. - odwzajemniłem uśmiech. - Wpadnij jutro. Zaszalejemy.
- Jasne. Zadzwonię rano! - pomachał na pożegnanie i zniknął za rogiem domu.
Otworzyłem drzwi i wszedłem do domu, zostawiając torbę w przedpokoju.
- Niall, skarbie. Dobrze, że wróciłeś. - powiedziała mama, wychodząc z kuchni z zatroskaną miną. - Musimy porozmawiać. - oznajmiła.
Kiwnąłem niepewnie głową. Czy ja coś przeskrobałem? W myślach przywołałem ostatnie dwa miesiące swojego życia. Przecież nic nie zrobiłem. Dlaczego chce ze mną rozmawiać?


__________________________________________________________________

Moje nowe opowiadanie <KLIK>
Don't worry, to będzie nadal kontynuowane ;*

Mam w planach zrobienie drugiego (i zdecydowanie krótszego, lepszego ciekawszego) zwiastuna. 
Co wy na to?

Pojawiła się zakładka 'wasze blogi', więcej informacji znajdziecie na niej xD

Zobaczę 7 komentarzy pod tym rozdziałem? :)
Bo pod ostatnim tylko 2... Oj słabo, słabo...

Martuu.

sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 16


***NIALL***

- Liam, do jasnej cholery, przestań już się w to bawić! - krzyknąłem poirytowany.
- Wyluzuj, stary. - brunet wywrócił oczami i położył ręce na oparcie sofy, wygodnie się rozsiadając.
- Jak mam wyluzować, gdy ty robisz takie rzeczy?! - wykrzyczałem mu prosto w twarz z naciskiem na przedostatnie słowo.
- Boże, Niall, dramatyzujesz. - Liam wywrócił teatralnie oczami.
- Czy ty się w ogóle słyszysz?! - wrzasnąłem po raz kolejny w ciągu naszej rozmowy (jeśli w ogóle można to nazwać rozmową).
- Owszem. - odparł spokojnie.
Przysięgam, że zaraz go zabiję.
Podszedłem do niego i już miałem szarpnąć go za koszulkę, gdy usłyszałem czyiś głos:
- Ej, ej. Spokojnie, panowie. - powiedział Harry i położył rękę na moim ramieniu.
- Od kiedy wchodzisz do mojego domu bez pukania?! - wrzasnąłem, strącając jego dłoń z mojego ramienia.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie pozwalaj sobie! - kontynuowałem. - A ty, Liam, też wchodzisz bez pukania! Jak do supermarketu! Ja mam już was dosyć! - krzyczałem wymachując rękami. - Wynoście się stąd! Ale to już! - wskazałem na drzwi.
Liam siedział i patrzył na mnie wielkimi oczyma, a Harry zrobił krok do tyłu.
- Czego nie rozumiecie z tych trzech słów?! Wynocha! - krzyczałem jak opętany.
Chłopcy bez słowa wyszli z mojego domu, głośno zatrzaskując za sobą drzwi.
Wyczerpany, opadłem na sofę, ciężko wzdychając. Zamknąłem oczy. Nie było mi dane długo upajać się ciszą, bo zadzwonił mój telefon.
- Halo? - wychrypiałem do słuchawki.
No i po co się tak darłeś, Horan, no po co?
- Hej, Niall. Masz dziś czas? - zapytał Louis.
- Eem, tak. A co?
- Może byś wpadł do mnie, czy coś? - zapytał niepewnie. - Albo poszlibyśmy na boisko? Mały meczyk, coś w tym stylu. - zaproponował szybko.
- Jasne. To o szesnastej pod fontanną w St. George Park*?
- Okej. - zgodził się. - Dziękuję, Niall. - szepnął i rozłączył się.
Przynajmniej na coś się przydam, pomyślałem. Ktoś mnie potrzebuje. Nie on jeden, Niall, nie on jeden... No tak.. Marta. Ale czy ona mnie potrzebuje?

Dwie minuty po szesnastej wybiegłem z domu z torbą na ramieniu.
- Przepraszam za spóźnienie. - wydyszałem, opierając dłonie na kolanach i biorąc głęboki oddech.
- Nic nie szkodzi. To tylko trzy minutki. - machnął ręką Louis. - Kropla w Oceanie Wieczności.
- Co ci się tak zabrało na takie poetyckie porównania? - zaśmiałem się.
Louis wyszczerzył się i wzruszył ramionami.

Kiedy doszliśmy do boiska Louis spojrzał na mnie kątem oka i wyszczerzył się.
- Kto ostatni na murawie, ten stoi na bramce! - wrzasnął i rzucił się pędem do wejścia.
Chwilę później, nie spiesząc się, dołączyłem do leżącego na murawie chłopaka.
- No i co, Niall? - zarechotał. - Idziesz na bramkę. - wstał szybko z murawy i pobiegł do swojej porzuconej gdzieś torby po piłkę.

Stanąłem w bramce i utkwiłem swój wzrok w zbliżającej się piłce. No cóż... Niewiele to dało, bo i tak nie zdołałem obronić. Wynik naszej gry nie był zadawalający dla mnie na żadnym etapie. Gra zakończyła się wynikiem 36:8 , oczywiście dla Louisa.
W końcu kiedy zmęczeni padliśmy na murawę, ciężko oddychając, Louis przekręcił się na bok, żeby mnie lepiej widzieć.
- Neil! - drażnił się ze mną Louis, odmieniając moje imię na wszystkie sposoby. Dosłownie. - Naiel! Neiel! Naill! Nailler! Nialler! - krzyczał, tarzając się ze śmiechu po murawie.
- Nialler? - zaśmiałem się. - Marta tak do mnie mówi. - oops, ugryzłem się w język. Troszkę za późno.
- Marta? - zdziwił się, siadając na boisku. - Ta koleżanka Alex?
Pokiwałem głową.
- Wydaje się być spoko. - stwierdził. - Alex w sumie też, tylko troszkę za dużo gada. - zachichotał.
- To tak jak ty! - zauważyłem. - Stworzylibyście świetną parę.
- Nie sądzę. - odparł po chwili namysłu.
- Dlaczego?
- Ona zadaje się z Harrym. - szepnął tak cicho, jakby bał się, że ktoś go usłyszy.
Zdziwiłem się bardzo na jego słowa, ale postanowiłem milczeć.

Kiedy wychodziliśmy z boiska, zauważyłem że ktoś siedzi na trybunach.
- Liam. - syknąłem.
- Co? - zdziwił się Lou.
- Siedzi na trybunach. - wyszeptałem. - Idzie w naszą stronę. - wyjęczałem żałośnie.



***ALEX***
Późnym popołudniem wyszłam wreszcie z domu na jakieś zakupy. Najpierw weszłam do małego sklepiku, gdzie kupiłam kilka bułek, ser żółty, mleko i sok pomarańczowy. Później weszłam do warzywniaka i kupiłam paprykę, pomidory, ogórek i jeszcze kilka innych rzeczy. Ogólnie szłam i niewiele zastanawiałam się nad tym co robię... Dopóki nie usłyszałam krzyku.
- Odczep się wreszcie od nas!
Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam Louisa Boskie-Ciało-Niczym-Grecki-Bóg Tomlinsona, krzyczącego na jakiegoś innego szatyna. Dopiero chwilę później dostrzegłam blondyna stojącego obok Louisa.
W pewnej chwili chciałam tam podejść, zapytać co się stało, pogadać czy coś, ale zrezygnowałam. Obróciłam się na pięcie w stronę mojego domu i zdążyłam zrobić tylko jeden krok.
- Nie daruję wam tego! - usłyszałam i obróciłam się z powrotem w stronę chłopaków.
Tym razem szatyn, na którego nawrzeszczał Louis, zbierał się z ziemi, trzymając dłoń na nosie. Wstał, zatoczył się i przyłożył Louisowi. Ten również zatoczył się, ale w ostatnim momencie złapał równowagę i już był gotowy oddać cios. Niestety Liam był szybszy i tym razem z pięści w policzek oberwał Niall. Bezbronny blondyn pod wpływem tak dużej siły, zrobił kilka kroków do tyłu i upadł na ziemię. Liam odskoczył w bok, unikając pięści Tomlinsona i uciekł. Louis pomógł wstać koledze, chwilę stali w bezruchu - być może rozmawiali - kiedy obydwoje obrócili głowy w prawo, patrząc na główną bramę parku St. George*.
Również tam spojrzałam. W bramie stała zszokowana Marta. Szybko odwróciłam się i pobiegłam w kierunku domu. 



*St. George Park to park przy którym znajduje się dom Nialla (i Marty też, tak na marginesie), była o nim już mowa w 10 rozdziale.


_______________________________________________________________



Mam nadzieję, że ten rozdział spodobał się wszystkim (a w szczególności Irish Cat, btw fajna nazwa ;* )

Dziękuję za wszystkie komentarze!
Liczę na więcej oczywiście xD

I zapraszam na mojego Twittera <KLIK>

Martuu.

piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział 15

Uwaga, rozdział zawiera wulgaryzmy.
_____________________________________________________________

***MARTA***

Niall odprowadził mnie do domu. Zamykając drzwi, spojrzałam na zegarek - było grubo po dwudziestej trzeciej. Po cichu zakradłam się do pokoju i postanowiłam, że pójdę spać.

Rano wstałam wcześniej niż zwykle i od razu poszłam do łazienki, żeby przywrócić się do stanu używalności. Kiedy weszłam do kuchni, zastałam Monikę mieszającą kawę ze znudzoną miną i mamę, wpatrującą się w przestrzeń za oknem. Obydwie wyglądały jak w transie.












Gdy mama usłyszała moje kroki, odwróciła się i spiorunowała mnie wzrokiem. Już nastawiłam się psychicznie na kazanie z serii "o której to się wraca do domu?!"...
Mama postawiła przede mną na stole kanapki i usiadła. O dziwo, zjadłam słuchając ciszy, a nie kazania mamy. W trakcie posiłku co chwilę zerkałam na nią. Była zła i nie starała się tego ukryć. Pięści miała zaciśnięte, a w jej oczach szalał pożar.
- Sukinsyn. - syknęła nagle.
Spojrzałam zdziwiona na mamę, a później na siostrę. Monika tylko pokręciła głową, odstawiła pusty już kubek do zlewu i wyszła z kuchni.
- Kto? - szepnęłam, wiercąc dziurę we własnych rękach splecionych na stole.
Mama wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy.
- Twój ojciec. - wysyczała gniewnie.
Spojrzałam na nią pytająco.
- Zdradzał mnie przed naszym ślubem! - wyrzuciła ręce w górę i uderzyła mocno zaciśniętymi pięściami w stół. - Rozumiesz?! Czy ty to rozumiesz?! Ja mu kurwa dam!
Zamurowało mnie, otwarłam szeroko oczy ze zdziwienia.
- On mnie nigdy nie kochał. - z jej zmęczonych oczu pociekły łzy. - To dlaczego się ze mną związał? Zniszczył moje życie.
Nie wiedziałam co mam zrobić. Powiedzieć coś czy milczeć? Podejść i przytulić czy siedzieć nieruchomo? Uspokoić czy dać się wypłakać, wyżalić?
Postanowiłam siedzieć nieruchomo i milczeć.
- On ma dziecko z inną kobietą, rozumiesz?! - mocno zacisnęła szczękę. - Ukrywał to szesnaście lat! Masz pojęcie?! Cały czas kłamał! Myślałam, że był takim dobrym mężem! Siedem lat po ślubie - miałyście z Moniką tylko sześć lat - wyjechał w delegację i nie wrócił. Jakiś rok później zażądał rozwodu. Przyznał, że "nie potrafi zaopiekować się własną rodziną"... Myślałam, że po prostu zrozumiał swój błąd i przyznał się do niego... Ale nie! Wszystko zaplanował i związał się z inną kobietą! Zdążył założyć drugą rodzinę! Czy ty to rozumiesz!? - krzyczała ze łzami w oczach.
Marta, weź się w garść, powiedziałam sobie.
Podeszłam do mamy i mocno ją przytuliłam.
- A teraz chce, żebyście pojechały do niego na wakacje. - odsunęła się ode mnie, pokazując swoje nastawienie do tego pomysłu. - Żebyście "poznały swojego brata". - zakreśliła palcami w powietrzu znak cudzysłowu.
- Gdzie on teraz jest? - zapytałam.
- Dwa lata temu wrócił ze swoją rodzinką z USA do Londynu. - wycedziła.
***
Chwyciłam telefon i wybrałam numer do Alex. Jeden sygnał, drugi, trzeci... Po szóstym sygnale włączyła się poczta głosowa. Wysłałam kilka SMSów z prośbą, żeby oddzwoniła, bo muszę z nią porozmawiać.


***ALEX***

Gdy zamknęłam za sobą drzwi do domu, pierwszą rzeczą jaką zrobiłam było ściągnięcie butów.
Oparłam się o drzwi i zjechałam na dół. Ukryłam twarz w dłoniach, a z moich oczu popłynęły łzy.
Byłam tak bardzo słaba... Do tego ten straszny ból głowy... Skutki imprezowania, Alex - szepnęła moja podświadomość.
- Zamknij się wreszcie, do jasnej cholery! - wykrzyczałam osuwając się jeszcze niżej.
Kto normalny rozmawia ze swoją podświadomością, co? - wyszeptał cieniutki głosik w mojej głowie.

Chwilę później wstałam wreszcie z podłogi i zawlokłam się do kuchni. Rodziców oczywiście nie było, tyle wygrać. Otworzyłam lodówkę i nalałam sobie troszkę pomarańczowego soku do szklanki. Oparłam się o blat i powoli piłam sok, myśląc nad tym co ja właściwie robię ze swoim życiem... Stałam tak i piłam, aż poczułam w kieszeni wibracje telefonu. Wyciągnęłam go i spojrzałam na wyświetlacz. Chwilę zajęło mi odczytanie kto dzwoni z powodu łez nagromadzonych w oczach.
- Marta... - szepnęłam, a mój głos zadrżał.
Patrzyłam na telefon w osłupieniu, nie wiedziałam co mam robić. Odebrać? Odrzucić? Jak odbiorę to co jej powiem? Przecież ją zawiodłam. A jeśli odrzucę to co ona sobie pomyśli? Jak ja na nią spojrzę w szkole? Przecież jesteśmy przyjaciółkami. Jesteśmy. Byłyśmy.
Położyłam telefon na blacie i zawiesiłam wzrok na bliżej nieokreślonym punkcie w oddali.
Marta dzwoniła jeszcze dwa razy, a później telefon dał o sobie znać, wydając z siebie krótki dźwięk SMSa. Otworzyłam jedną z czterech wiadomości od Marty:

'Musimy porozmawiać. Proszę, oddzwoń.'

Poczułam się taka bezsilna... Nie wiedziałam co mam zrobić. Pewnie Marta chce mnie opieprzyć za to, że się nie odzywałam prawie cały tydzień, pomyślałam.
Miałam jeszcze dwie nieodebrane wiadomości od mamy:

'Wracamy jutro. Idź dziś na zakupy, bo lodówka świeci pustkami.'

'Jednak nie wracamy jutro. Wracamy w poniedziałek. Zrób zakupy. Jak coś to dzwoń.'

Świetnie, pomyślałam, jeszcze muszę zrobić zakupy. Poszłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko.
Nie, poddaję się. Nie mam siły.

_____________________________________________________________

Hope you like it.

Szantaż Więcej niż 5 komentarzy?

PRZYPOMINAM O ANKIECIE!
CZYTASZ = KLIKASZ


Ostatnio wpadłam na pomysł nowego opowiadania! Następne opowiadanie będzie podchodzić gatunkiem pod fantasy albo pod science-fiction (błahaha).
Oczywiście nie myślcie, że to koniec tego opowiadania! Do epilogu jeszcze raczej daleko :))
No, przynajmniej dalej niż bliżej... If you know what I mean...
Na razie nie będę pisać nic nowego, bo bym się nie wyrobiła na czas nigdzie :/
A ostatnio coś ciężko u mnie z czasem (jak się zacznie II semestr, to nie wiem czy nie będę dodawała co dwa tygodnie... Ale wiecie... To wszystko zależy od Was i Waszych komentarzy! Jeśli są to jest i rozdział.) Nie ma komentarzy? Nie ma radości. Nie ma weny. Nie ma rozdziału.

Link na mojego Twittera <KLIK>
Pytajcie o follow back! :)


Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku! :)

Martuu.