piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział 20

***MARTA***
Drzwi otworzyły się zamaszyście i stanął w nich ktoś, kogo zupełnie się tam nie spodziewałam.
Co do cholery Louis Tomlinson robi w domu mojego ojca?


Staliśmy naprzeciwko i patrzyliśmy na siebie ze ... zdziwieniem? strachem? rozczarowaniem? Sama nie wiem.
- Eem, cześć. - pierwszy ocknął się Louis i przemówił.
W odpowiedzi skinęłam głową, wiedząc, że nie jestem w stanie nic powiedzieć.Chłopak zrobił krok w tył i szerzej otworzył drzwi.
- Chyba nie muszę ci się przedstawiać. - zauważył z lekkim niesmakiem.
Przytaknęłam.
- Więc... - zaczął, kiedy ściągnęłam buty i powiesiłam kurtkę na wieszaku. - Pewnie chcesz poznać ojca?
Nie, oczywiście, że nie!
Ciekawe po co tutaj przyjechałam, idioto!


- Tak jakby. - jęknęłam i rozkazałam zamknąć się mojej zbyt śmiałej podświadomości.
On przynajmniej stara się coś powiedzieć, nie tak jak ty... - skarciłam się.

Louis zaprowadził mnie do dużego salonu z wielką sofą i ogromnym drewnianym stołem w części jadalnianej.

- Witam cię, Marta. - przede mną stanął dość gruby pan w okularach z kilkudniowym zarostem na twarzy i worami pod oczami.
O matko, nie tak sobie go wyobrażałam...


Oczywiście nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku, więc tylko skinęłam głową i uścisnęłam jego wyciągniętą rękę. Kilka sekund później zapanowałam niezręczna cisza. Nagle do pokoju wpadła wysoka, szczupła kobieta o długich włosach i tylko z kilkoma paznokciami pomalowanymi czerwonym lakierem.
- Jestem Joannah, mama Louisa. - uśmiechnęła się i podała mi rękę, po czym szybko ją cofnęła. - Ups, jeszcze nie wyschły, wybacz. - zaśmiała się pokazując mi pomalowane paznokcie.
Ponownie skinęłam głową i wybełkotałam coś w stylu 'jestem Marta'.

Nawet nie wiem jak, znalazłam się na piętrze w pokoju Louisa...
Siedzieliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Nigdy wcześniej z nim nie rozmawiałam, czego bardzo żałuję, bo okazał się bardzo fajnym chłopakiem.
Później zobaczyliśmy film, jakaś głupia komedia, która okazała się jeszcze śmieszniejsza dzięki komentarzom Louisa.
Dwie i pół godziny później zadzwonił mój telefon. Mama. Czas wracać.

Kiedy jechałam samochodem, doszłam do wniosku, że nie tak to spotkanie sobie wyobrażałam. Ale, w sumie na co ja liczyłam? Że wpadniemy w objęcia i będziemy się tulić przez dwie godziny?
Jaka ja jestem naiwna.


________________________________________

Z racji tego, że nie zdążyłam napisać wątku z Alex i Harrym, dodam go następnym razem, bo nie chcę już dłużej nic nie dodawać, a dzisiaj tego na pewno już nie napiszę.

Btw, odnajduję się w fabule! :))) Jupi!
Ależ ze mnie krejzol...

Nie, nie czytajcie tej notatki, bo dziś lekko mi odwala....

By the way, dziękuję za 31 czytelników i ponad 4000 wyświetleń (mam nadzieję, że wkrótce pojawi się 5 z przodu)!

Coś czuję w kościach, że:
- zrobię z tego romansidło;
-wyjdzie więcej rozdziałów niż zamierzałam;
- jest wiosna.

Martuu.

niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 19

***MARTA***
Po wielu nieprzespanych nocach, które poświęciłam wymyślaniu argumentom za i przeciw wyjazdowi do taty...
Nic nie wymyśliłam. O matko! Ja nic nie wymyśliłam! - krzyczała moja podświadomość.
Postanowiłam po prostu działać spontanicznie. Zawsze wychodziło mi to na złe, ale może tym razem będzie inaczej?
Co ja się oszukuję?! Nawet nie wiem jak ten gościu wygląda i mam z nim spędzić popołudnie?! Całe, długie, popołudnie?
- Mamo! - krzyknęłam wsuwając głowę między drzwi i futrynę.
- Mhm. - wymruczała, nie przerywając lektury jakiejś grubej książki.
- Podjęłam decyzję, chcę się z nim spotkać. - powiedziałam na jednym wdechu.


Zwariowałam.
A Bóg mi tego świadkiem.
Jak nic zwariowałam.
- Och. - zdołała wykrztusić mama, kiedy zastygła na chwilę w jednej pozycji.


Półtorej godziny później jechałam z mamą samochodem przez deszczowy Londyn na drugi jego koniec.


Monika powiedziała, że nie chce go widzieć, więc została w domu. Zapewne Zayn do niej przyjechał.
- Według jego opisów to tutaj. - powiedziała, wskazując na ścianę deszczu.
- Nic nie widzę. - jęknęłam.
- Na pewno chcesz tam iść? - zapytała.
Nie! - krzyknął cichy głos w mojej głowie.
- Tak. - wyszeptałam i wyszłam z samochodu, mocno trzaskając drzwiami.


Mama powoli odjechała, a ja stałam i wpatrywałam się w ledwo widoczny jasno turkusowy dom przede mną. Poprawiłam torbę na ramieniu i zrobiłam kilka kroków w przód. Zanim doszłam do drzwi, kilka razy potknęłam się o kamienie na krótkiej ścieżce prowadzącej do domu.
Zapukałam kilkakrotnie. Stałam pod tymi drzwiami i modliłam się, żeby nikogo nie było w domu, chociaż wiedziałam, że i tak ktoś będzie, bo mama dzwoniła zapowiedzieć moją wizytę.
Drzwi otworzyły się zamaszyście i stanął w nich ...
... ktoś kogo zupełnie się tam nie spodziewałam.


***ALEX***
Wpadłam na kogoś i ułamek sekundy później poczułam silny ból głowy, kiedy zderzyła się ona z betonowym chodnikiem. Moje powieki były ciężkie i zdawało mi się, że nie potrafię ich podnieść. Chwilę później poczułam jak podnoszę się do góry.
- Alex. - ktoś szepcze moje imię.
Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam oczy, ignorując przy tym nasilający się ból z tyłu czaszki.


Harry.
Nie, zaraz... to nie jest Harry. Chłopak patrzył na mnie z dziwną miną.
- Możesz mnie puścić. - powiedziałam cicho.
Nieznajomy chłopak skrzywił się lekko i delikatnie postawił mnie na ziemię. Lekko się zachwiałam, ale utrzymałam równowagę i nie przewróciłam się.
- Dziękuję. - szepnęłam i zostawiłam zdziwionego bruneta na środku chodnika.
Idąc do domu, myślałam o tym, że widziałam gdzieś już tego chłopaka...
Tylko tkwił w tym, że nie potrafiłam sobie przypomnieć gdzie.
Tylko jakieś przebłyski - park, brama, ten chłopak i blondasek, który zakolegował się z Martą.

Weszłam do domu, rzuciłam buty w kąt i stanęłam jak wryta w przedpokoju, gdy usłyszałam jak ktoś naciska klamkę.
- Witaj skarbie. - uśmiechnął się podchmielony Harry.
Tak, tym razem na pewno Harry.

***LOUIS***
Patrzyłem jak dziewczyna bezwładnie opada na twardy chodnik. Szybko podbiegłem i podniosłem ją. W sumie nie wiem dlaczego. Była ładna. Nawet bardzo. Wiedziałem, że nazywa się Alex, bo Niall kiedyś o niej wspominał.
- Alex. - wyszeptałem.
Dziewczyna powoli otworzyła oczy i spojrzała na mnie ze strachem, który w ułamku sekundy zniknął.
- Możesz mnie puścić. - szepnęła, więc tak też zrobiłem.
Alex zachwiała się, ale złapała równowagę.
- Dziękuję. - szepnęła i poszła.

Rzuciłem się biegiem w kierunku schodów prowadzących na peron metra.


Gdybym przybiegł trzy sekundy później, drzwi zatrzasnęłyby mi się przed nosem. Na szczęście zdążyłem.
Plusem metra jest to, że jeżdżą bardzo szybko i żeby dostać się z centrum praktycznie pod mój dom musiałem przesiąść się tylko raz. Modliłem się, żeby zdążyć na czas, bo inaczej ojciec skopałby mi dupę.




___________________________________________________________
  
Przepraszam, że tak długo nie pisałam ;__;

Jak myślicie, kto otworzył Marcie drzwi?
I co Alex zrobi z pijanym Harrym w swoim domu?

Martuu.

sobota, 1 lutego 2014

Rozdział 18


***MARTA***
Co ja mam zrobić? O czym ja mam myśleć? Jak zinterpretować to, co widziałam? Do jasnej cholery!
- Marta! - usłyszałam wołanie mamy, kiedy leżałam zakopana w poduszkach po dziwnym popołudniowym spotkaniu.
- Idę. - wyjęczałam i zaczęłam odkopywać się spod sterty poduszek.
- Marta chodź tutaj natychmiast! - krzyknęła ponownie, a jej irytację można było wyczuć na kilometr.
Oj, niedobrze.. Będzie źle, cokolwiek się stało. Wyskoczyłam z łóżka jak oparzona.
Weszłam do kuchni, a mama stała obok lodówki i obracała telefon w rękach. Spojrzała na mnie i dostrzegłam w jej oczach ... co właściwie dostrzegłam? Litość? Współczucie?
- Coś się stało? - spytałam zaniepokojona.
- Twój ojciec dzwonił. - wyjęczała i ukryła twarz w dłoniach.
- Jest w Londynie razem z tą kobietą - wysyczała, robiąc pauzę. - i dziećmi, czy tam dzieckiem. Nie wiem.
Kiwnęłam głową, mimo że nadal nic nie rozumiałam.
- Chce się spotkać.
Patrzyłam na mamę całkowicie zdezorientowana.
- Z tobą. - dodała szeptem.
W tamtej chwili świat się zatrzymał. Popatrzyłam na mamę ze strachem, która gapiła się na mnie z kolei ze zmartwieniem.
- Ja.. - chciałam coś powiedzieć, ale mój mózg na chwilę odłączył się od reszty ciała. - Ja.. Nie. Nie wiem. Po prostu. Nie wiem czy... czy chcę. - jąkałam zmieszana.






***NIALL***
Niepewnie usiadłem na fotelu i wpatrywałem się w mamę z wyczekiwaniem.
- Niall... - zaczęła mama, kiedy usiadła naprzeciwko mnie i patrzyła na swoje splecione ręce.
- Tak? - przełknąłem ślinę, czując rosnącą gulę w gardle.
- Rozmawialiśmy już na temat Liama.
- Owszem. - skinąłem głową, próbując wyglądać na niewzruszonego.
- Ja rozumiem, że to twój przyjaciel i tak dalej... - na jej słowa, moja podświadomość wpadła w histeryczny śmiech. - Niall, ja nie chcę żeby on tutaj przychodził.
Spojrzałem na mamę. A myślisz, że ja chcę?
- Nie będzie, mamo. Obiecuję.
Mama skinęła głową i odprowadziła mnie zatroskanym wzrokiem do schodów na piętro.




***ALEX***

Dziś wracają rodzice.
Byłam w szkole.
Nie było Harrego.
Przeżyłam ten dzień całkiem normalnie.
Marta cały dzień siedziała ze strasznie smutną miną.
Nie umiem jej pomóc.
To Twój koniec, Alex. - warknęła moja podświadomość.
Zamknij się.
Mózgu, wyłącz się.



Przekroczyłam próg jednego z klubów w okolicy. Na parkiecie tłum ludzi. Przy barze stoi Harry. Chyba.
Przetarłam oczy i spojrzałam się z przerażeniem w jego uśmiech. Znam ten uśmiech - on jest pijany. Schlany w trzy dupy, za przeproszeniem.
Szybko odwróciłam się i wybiegłam z klubu tak szybko, jak szybko do niego weszłam.
Rzuciłam się biegiem w stronę mojego domu, z nadzieją, że chłopakowi nawet na myśl nie przyszło, żeby iść za mną.
Gdy tak biegłam, stwierdziłam w końcu, że moje oczy nic nie rejestrują. Ciemność.
Nagle wpadłam na kogoś i ułamek sekundy później poczułam silny ból głowy, kiedy zderzyła się ona z betonowym chodnikiem.



______________________________________________________

Pogubiłam się w fabule własnego opowiadania. Zabijcie mnie o_o
Strasznie krótkie i do niczego. Chyba mam jakiś mały kryzys czy coś w pisaniu.
Chciałam ten rozdział dedykować Madzi (bez której nie było by tego rozdziału, kc ;* ), ale nie wiem czy takie coś jest warte dedyku :/


Zmęczona Życiem Martuu.

Zapraszam na moje drugie opowiadanie Is it love or desire?

piątek, 17 stycznia 2014

Rozdział 17


***NIALL***

- Odczep się wreszcie od nas! - krzyknął Louis do Liama.
Stałem jak sparaliżowany i nie wiedziałem co zrobić, żeby uciszyć Louisa. Oczywiście nie przewidziałem jak bardzo nieobliczalny potrafi być zdenerwowany Tommo. Chłopak spoliczkował Liama. Ten spojrzał na Lou płonącymi z gniewu oczami.
- Nie daruję wam tego! - wrzasnął.

Niewiele myśląc, Louis szybko odegrał się, wymierzając cios z pięści prosto w nos Liama. Payne zatoczył się do tyłu i przewrócił na ziemię, sycząc przekleństwa pod nosem. Chwilę później wstał, trzymając się za obolałe miejsce i ciągle chwiejąc się na nogach przyłożył niczego niespodziewającemu się Louisowi. Tommo zatoczył się, ale szybko z powrotem złapał równowagę i już był gotowy oddać kolejny cios, kiedy poczułem nagły ból w policzku. Nie zdążyłem zareagować i kiedy się ocknąłem siedziałem na ziemi i obserwowałem Liamia i Louisa. Liam zwinnie odskoczył w bok, unikając pięści mojego przyjaciela i uciekł.
- Tchórz. - syknąłem, kiedy Louis pomógł mi wstać.
Louis nie skomentował tego, tylko pokręcił głową, zaciskając mocno szczękę.
- Jeśli nie da nam spokoju... - wysyczał, a w jego oczach tańczyły płomienie gniewu. - To ja już wiem co mogę zrobić. I nie będzie to dla niego dobre. - szepnął.
- Och, Louis. - westchnąłem. - Jego nic nie powstrzyma.
- Założymy się? - wykrzywił usta w gorzkim uśmiechu.
Popatrzyłem na niego przerażony. Co on znowu chce zrobić? Cokolwiek zrobi będzie miał kłopoty.
- Patrz tam. - Louis lekko skinął głową w stronę bramy parku.
Spojrzałem tam i moje serce stanęło w miejscu.
- Marta. - szepnąłem z przerażeniem.
Dziewczyna stała bez ruchu i patrzyła na nas przerażona.


Co ja teraz mam zrobić? Panikowała moja podświadomość.
- Chodź. - rzucił Louis, wyrywając mnie z odrętwienia, i pociągnął za rękę.
Zrobiłem dwa kroki ... i uświadomiłem sobie, że Lou trzyma mnie za rękę. No dobra, ciągnie.
Ale to raczej to samo - warknęła moja podświadomość.
Szybko puściłem jego rękę i podszedłem do Marty. Cholera, co ja mam teraz powiedzieć?
- Co to było? - szepnęła drżącym głosem.
Spojrzałem w bok na Louisa, który wolnym krokiem szedł w naszą stronę.
- Hej, Marta. - uśmiechnął się.
- Hej... - spojrzała na niego niepewnie. - Louis.
Staliśmy chwilę w milczeniu. Żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć.
- M-muszę iść. - wyjąkała Marta i zrobiła krok w tył.
- Zaczekaj. - Lou złapał dziewczynę za łokieć. - Może wpadniesz? Na herbatkę?
Serio, Louis? Herbata? Nie mów mi, że dasz jej swoją yorkshire tea!
Spojrzałem na przyjaciela z lekkim przerażeniem. No bo przecież... Jejku... Aż mi słów brakuje.
Louis natomiast wpatrywał się w dziewczynę jak w obrazek.
- Eem, ja... - spuściła głowę w dół, pozwalając włosom opaść na jej zaróżowioną twarz. - N-nie wiem.
Stałem i patrzyłem jak Louis namawia Martę, a ona patrzyła to na niego, to na mnie zmieszanym wzrokiem.

Ocknąłem się dopiero na schodach swojego domu.
- Niall? - przyjaciel szturchnął mnie w ramię.
- Yy, tak? - zamrugałem szybko oczami, pozbywając się zgubionego wzroku Marty.
- Dziękuję za dzisiaj. - uśmiechnął się serdecznie. - Mimo wszystko.
- Nie ma za co. - odwzajemniłem uśmiech. - Wpadnij jutro. Zaszalejemy.
- Jasne. Zadzwonię rano! - pomachał na pożegnanie i zniknął za rogiem domu.
Otworzyłem drzwi i wszedłem do domu, zostawiając torbę w przedpokoju.
- Niall, skarbie. Dobrze, że wróciłeś. - powiedziała mama, wychodząc z kuchni z zatroskaną miną. - Musimy porozmawiać. - oznajmiła.
Kiwnąłem niepewnie głową. Czy ja coś przeskrobałem? W myślach przywołałem ostatnie dwa miesiące swojego życia. Przecież nic nie zrobiłem. Dlaczego chce ze mną rozmawiać?


__________________________________________________________________

Moje nowe opowiadanie <KLIK>
Don't worry, to będzie nadal kontynuowane ;*

Mam w planach zrobienie drugiego (i zdecydowanie krótszego, lepszego ciekawszego) zwiastuna. 
Co wy na to?

Pojawiła się zakładka 'wasze blogi', więcej informacji znajdziecie na niej xD

Zobaczę 7 komentarzy pod tym rozdziałem? :)
Bo pod ostatnim tylko 2... Oj słabo, słabo...

Martuu.

sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 16


***NIALL***

- Liam, do jasnej cholery, przestań już się w to bawić! - krzyknąłem poirytowany.
- Wyluzuj, stary. - brunet wywrócił oczami i położył ręce na oparcie sofy, wygodnie się rozsiadając.
- Jak mam wyluzować, gdy ty robisz takie rzeczy?! - wykrzyczałem mu prosto w twarz z naciskiem na przedostatnie słowo.
- Boże, Niall, dramatyzujesz. - Liam wywrócił teatralnie oczami.
- Czy ty się w ogóle słyszysz?! - wrzasnąłem po raz kolejny w ciągu naszej rozmowy (jeśli w ogóle można to nazwać rozmową).
- Owszem. - odparł spokojnie.
Przysięgam, że zaraz go zabiję.
Podszedłem do niego i już miałem szarpnąć go za koszulkę, gdy usłyszałem czyiś głos:
- Ej, ej. Spokojnie, panowie. - powiedział Harry i położył rękę na moim ramieniu.
- Od kiedy wchodzisz do mojego domu bez pukania?! - wrzasnąłem, strącając jego dłoń z mojego ramienia.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie pozwalaj sobie! - kontynuowałem. - A ty, Liam, też wchodzisz bez pukania! Jak do supermarketu! Ja mam już was dosyć! - krzyczałem wymachując rękami. - Wynoście się stąd! Ale to już! - wskazałem na drzwi.
Liam siedział i patrzył na mnie wielkimi oczyma, a Harry zrobił krok do tyłu.
- Czego nie rozumiecie z tych trzech słów?! Wynocha! - krzyczałem jak opętany.
Chłopcy bez słowa wyszli z mojego domu, głośno zatrzaskując za sobą drzwi.
Wyczerpany, opadłem na sofę, ciężko wzdychając. Zamknąłem oczy. Nie było mi dane długo upajać się ciszą, bo zadzwonił mój telefon.
- Halo? - wychrypiałem do słuchawki.
No i po co się tak darłeś, Horan, no po co?
- Hej, Niall. Masz dziś czas? - zapytał Louis.
- Eem, tak. A co?
- Może byś wpadł do mnie, czy coś? - zapytał niepewnie. - Albo poszlibyśmy na boisko? Mały meczyk, coś w tym stylu. - zaproponował szybko.
- Jasne. To o szesnastej pod fontanną w St. George Park*?
- Okej. - zgodził się. - Dziękuję, Niall. - szepnął i rozłączył się.
Przynajmniej na coś się przydam, pomyślałem. Ktoś mnie potrzebuje. Nie on jeden, Niall, nie on jeden... No tak.. Marta. Ale czy ona mnie potrzebuje?

Dwie minuty po szesnastej wybiegłem z domu z torbą na ramieniu.
- Przepraszam za spóźnienie. - wydyszałem, opierając dłonie na kolanach i biorąc głęboki oddech.
- Nic nie szkodzi. To tylko trzy minutki. - machnął ręką Louis. - Kropla w Oceanie Wieczności.
- Co ci się tak zabrało na takie poetyckie porównania? - zaśmiałem się.
Louis wyszczerzył się i wzruszył ramionami.

Kiedy doszliśmy do boiska Louis spojrzał na mnie kątem oka i wyszczerzył się.
- Kto ostatni na murawie, ten stoi na bramce! - wrzasnął i rzucił się pędem do wejścia.
Chwilę później, nie spiesząc się, dołączyłem do leżącego na murawie chłopaka.
- No i co, Niall? - zarechotał. - Idziesz na bramkę. - wstał szybko z murawy i pobiegł do swojej porzuconej gdzieś torby po piłkę.

Stanąłem w bramce i utkwiłem swój wzrok w zbliżającej się piłce. No cóż... Niewiele to dało, bo i tak nie zdołałem obronić. Wynik naszej gry nie był zadawalający dla mnie na żadnym etapie. Gra zakończyła się wynikiem 36:8 , oczywiście dla Louisa.
W końcu kiedy zmęczeni padliśmy na murawę, ciężko oddychając, Louis przekręcił się na bok, żeby mnie lepiej widzieć.
- Neil! - drażnił się ze mną Louis, odmieniając moje imię na wszystkie sposoby. Dosłownie. - Naiel! Neiel! Naill! Nailler! Nialler! - krzyczał, tarzając się ze śmiechu po murawie.
- Nialler? - zaśmiałem się. - Marta tak do mnie mówi. - oops, ugryzłem się w język. Troszkę za późno.
- Marta? - zdziwił się, siadając na boisku. - Ta koleżanka Alex?
Pokiwałem głową.
- Wydaje się być spoko. - stwierdził. - Alex w sumie też, tylko troszkę za dużo gada. - zachichotał.
- To tak jak ty! - zauważyłem. - Stworzylibyście świetną parę.
- Nie sądzę. - odparł po chwili namysłu.
- Dlaczego?
- Ona zadaje się z Harrym. - szepnął tak cicho, jakby bał się, że ktoś go usłyszy.
Zdziwiłem się bardzo na jego słowa, ale postanowiłem milczeć.

Kiedy wychodziliśmy z boiska, zauważyłem że ktoś siedzi na trybunach.
- Liam. - syknąłem.
- Co? - zdziwił się Lou.
- Siedzi na trybunach. - wyszeptałem. - Idzie w naszą stronę. - wyjęczałem żałośnie.



***ALEX***
Późnym popołudniem wyszłam wreszcie z domu na jakieś zakupy. Najpierw weszłam do małego sklepiku, gdzie kupiłam kilka bułek, ser żółty, mleko i sok pomarańczowy. Później weszłam do warzywniaka i kupiłam paprykę, pomidory, ogórek i jeszcze kilka innych rzeczy. Ogólnie szłam i niewiele zastanawiałam się nad tym co robię... Dopóki nie usłyszałam krzyku.
- Odczep się wreszcie od nas!
Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam Louisa Boskie-Ciało-Niczym-Grecki-Bóg Tomlinsona, krzyczącego na jakiegoś innego szatyna. Dopiero chwilę później dostrzegłam blondyna stojącego obok Louisa.
W pewnej chwili chciałam tam podejść, zapytać co się stało, pogadać czy coś, ale zrezygnowałam. Obróciłam się na pięcie w stronę mojego domu i zdążyłam zrobić tylko jeden krok.
- Nie daruję wam tego! - usłyszałam i obróciłam się z powrotem w stronę chłopaków.
Tym razem szatyn, na którego nawrzeszczał Louis, zbierał się z ziemi, trzymając dłoń na nosie. Wstał, zatoczył się i przyłożył Louisowi. Ten również zatoczył się, ale w ostatnim momencie złapał równowagę i już był gotowy oddać cios. Niestety Liam był szybszy i tym razem z pięści w policzek oberwał Niall. Bezbronny blondyn pod wpływem tak dużej siły, zrobił kilka kroków do tyłu i upadł na ziemię. Liam odskoczył w bok, unikając pięści Tomlinsona i uciekł. Louis pomógł wstać koledze, chwilę stali w bezruchu - być może rozmawiali - kiedy obydwoje obrócili głowy w prawo, patrząc na główną bramę parku St. George*.
Również tam spojrzałam. W bramie stała zszokowana Marta. Szybko odwróciłam się i pobiegłam w kierunku domu. 



*St. George Park to park przy którym znajduje się dom Nialla (i Marty też, tak na marginesie), była o nim już mowa w 10 rozdziale.


_______________________________________________________________



Mam nadzieję, że ten rozdział spodobał się wszystkim (a w szczególności Irish Cat, btw fajna nazwa ;* )

Dziękuję za wszystkie komentarze!
Liczę na więcej oczywiście xD

I zapraszam na mojego Twittera <KLIK>

Martuu.

piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział 15

Uwaga, rozdział zawiera wulgaryzmy.
_____________________________________________________________

***MARTA***

Niall odprowadził mnie do domu. Zamykając drzwi, spojrzałam na zegarek - było grubo po dwudziestej trzeciej. Po cichu zakradłam się do pokoju i postanowiłam, że pójdę spać.

Rano wstałam wcześniej niż zwykle i od razu poszłam do łazienki, żeby przywrócić się do stanu używalności. Kiedy weszłam do kuchni, zastałam Monikę mieszającą kawę ze znudzoną miną i mamę, wpatrującą się w przestrzeń za oknem. Obydwie wyglądały jak w transie.












Gdy mama usłyszała moje kroki, odwróciła się i spiorunowała mnie wzrokiem. Już nastawiłam się psychicznie na kazanie z serii "o której to się wraca do domu?!"...
Mama postawiła przede mną na stole kanapki i usiadła. O dziwo, zjadłam słuchając ciszy, a nie kazania mamy. W trakcie posiłku co chwilę zerkałam na nią. Była zła i nie starała się tego ukryć. Pięści miała zaciśnięte, a w jej oczach szalał pożar.
- Sukinsyn. - syknęła nagle.
Spojrzałam zdziwiona na mamę, a później na siostrę. Monika tylko pokręciła głową, odstawiła pusty już kubek do zlewu i wyszła z kuchni.
- Kto? - szepnęłam, wiercąc dziurę we własnych rękach splecionych na stole.
Mama wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy.
- Twój ojciec. - wysyczała gniewnie.
Spojrzałam na nią pytająco.
- Zdradzał mnie przed naszym ślubem! - wyrzuciła ręce w górę i uderzyła mocno zaciśniętymi pięściami w stół. - Rozumiesz?! Czy ty to rozumiesz?! Ja mu kurwa dam!
Zamurowało mnie, otwarłam szeroko oczy ze zdziwienia.
- On mnie nigdy nie kochał. - z jej zmęczonych oczu pociekły łzy. - To dlaczego się ze mną związał? Zniszczył moje życie.
Nie wiedziałam co mam zrobić. Powiedzieć coś czy milczeć? Podejść i przytulić czy siedzieć nieruchomo? Uspokoić czy dać się wypłakać, wyżalić?
Postanowiłam siedzieć nieruchomo i milczeć.
- On ma dziecko z inną kobietą, rozumiesz?! - mocno zacisnęła szczękę. - Ukrywał to szesnaście lat! Masz pojęcie?! Cały czas kłamał! Myślałam, że był takim dobrym mężem! Siedem lat po ślubie - miałyście z Moniką tylko sześć lat - wyjechał w delegację i nie wrócił. Jakiś rok później zażądał rozwodu. Przyznał, że "nie potrafi zaopiekować się własną rodziną"... Myślałam, że po prostu zrozumiał swój błąd i przyznał się do niego... Ale nie! Wszystko zaplanował i związał się z inną kobietą! Zdążył założyć drugą rodzinę! Czy ty to rozumiesz!? - krzyczała ze łzami w oczach.
Marta, weź się w garść, powiedziałam sobie.
Podeszłam do mamy i mocno ją przytuliłam.
- A teraz chce, żebyście pojechały do niego na wakacje. - odsunęła się ode mnie, pokazując swoje nastawienie do tego pomysłu. - Żebyście "poznały swojego brata". - zakreśliła palcami w powietrzu znak cudzysłowu.
- Gdzie on teraz jest? - zapytałam.
- Dwa lata temu wrócił ze swoją rodzinką z USA do Londynu. - wycedziła.
***
Chwyciłam telefon i wybrałam numer do Alex. Jeden sygnał, drugi, trzeci... Po szóstym sygnale włączyła się poczta głosowa. Wysłałam kilka SMSów z prośbą, żeby oddzwoniła, bo muszę z nią porozmawiać.


***ALEX***

Gdy zamknęłam za sobą drzwi do domu, pierwszą rzeczą jaką zrobiłam było ściągnięcie butów.
Oparłam się o drzwi i zjechałam na dół. Ukryłam twarz w dłoniach, a z moich oczu popłynęły łzy.
Byłam tak bardzo słaba... Do tego ten straszny ból głowy... Skutki imprezowania, Alex - szepnęła moja podświadomość.
- Zamknij się wreszcie, do jasnej cholery! - wykrzyczałam osuwając się jeszcze niżej.
Kto normalny rozmawia ze swoją podświadomością, co? - wyszeptał cieniutki głosik w mojej głowie.

Chwilę później wstałam wreszcie z podłogi i zawlokłam się do kuchni. Rodziców oczywiście nie było, tyle wygrać. Otworzyłam lodówkę i nalałam sobie troszkę pomarańczowego soku do szklanki. Oparłam się o blat i powoli piłam sok, myśląc nad tym co ja właściwie robię ze swoim życiem... Stałam tak i piłam, aż poczułam w kieszeni wibracje telefonu. Wyciągnęłam go i spojrzałam na wyświetlacz. Chwilę zajęło mi odczytanie kto dzwoni z powodu łez nagromadzonych w oczach.
- Marta... - szepnęłam, a mój głos zadrżał.
Patrzyłam na telefon w osłupieniu, nie wiedziałam co mam robić. Odebrać? Odrzucić? Jak odbiorę to co jej powiem? Przecież ją zawiodłam. A jeśli odrzucę to co ona sobie pomyśli? Jak ja na nią spojrzę w szkole? Przecież jesteśmy przyjaciółkami. Jesteśmy. Byłyśmy.
Położyłam telefon na blacie i zawiesiłam wzrok na bliżej nieokreślonym punkcie w oddali.
Marta dzwoniła jeszcze dwa razy, a później telefon dał o sobie znać, wydając z siebie krótki dźwięk SMSa. Otworzyłam jedną z czterech wiadomości od Marty:

'Musimy porozmawiać. Proszę, oddzwoń.'

Poczułam się taka bezsilna... Nie wiedziałam co mam zrobić. Pewnie Marta chce mnie opieprzyć za to, że się nie odzywałam prawie cały tydzień, pomyślałam.
Miałam jeszcze dwie nieodebrane wiadomości od mamy:

'Wracamy jutro. Idź dziś na zakupy, bo lodówka świeci pustkami.'

'Jednak nie wracamy jutro. Wracamy w poniedziałek. Zrób zakupy. Jak coś to dzwoń.'

Świetnie, pomyślałam, jeszcze muszę zrobić zakupy. Poszłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko.
Nie, poddaję się. Nie mam siły.

_____________________________________________________________

Hope you like it.

Szantaż Więcej niż 5 komentarzy?

PRZYPOMINAM O ANKIECIE!
CZYTASZ = KLIKASZ


Ostatnio wpadłam na pomysł nowego opowiadania! Następne opowiadanie będzie podchodzić gatunkiem pod fantasy albo pod science-fiction (błahaha).
Oczywiście nie myślcie, że to koniec tego opowiadania! Do epilogu jeszcze raczej daleko :))
No, przynajmniej dalej niż bliżej... If you know what I mean...
Na razie nie będę pisać nic nowego, bo bym się nie wyrobiła na czas nigdzie :/
A ostatnio coś ciężko u mnie z czasem (jak się zacznie II semestr, to nie wiem czy nie będę dodawała co dwa tygodnie... Ale wiecie... To wszystko zależy od Was i Waszych komentarzy! Jeśli są to jest i rozdział.) Nie ma komentarzy? Nie ma radości. Nie ma weny. Nie ma rozdziału.

Link na mojego Twittera <KLIK>
Pytajcie o follow back! :)


Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku! :)

Martuu.

piątek, 27 grudnia 2013

Rozdział 14


***ALEX***

Otworzyłam oczy i pierwsze co zobaczyłam to była ciemność. Przekręciłam się na prawy bok i poczułam silny skurcz w żołądku, więc zgięłam się w pół, mrucząc przy tym przekleństwa. Ponownie zamknęłam oczy z nadzieją, że zasnę. Kilka razy zmieniałam pozycję, aż w końcu odpłynęłam do upragnionej krainy snów.

Otworzyłam oczy i z przerażeniem stanęłam na równe nogi. Dookoła otaczał mnie las, a ja stałam na środku polany. Gdzieś za moimi plecami trzasnęła gałązka, więc szybko się odwróciłam. Poczułam jak mój oddech i tętno przyspieszają. Uważnie lustrowałam ścianę lasu, ale nigdzie nie mogłam dopatrzeć się nikogo, ani niczego, co mogłoby łamać gałązki swoim ciężarem ciała. Żadnych ludzi, żadnych zwierząt...
Przeszłam kilka kroków i usłyszałam jak ktoś wypowiada moje imię.
- Alex...
Sposób w jaki ten ktoś wypowiedział moje imię przyprawiło mnie o dreszcze. Moje ciało zatrzęsło się i poczułam ból przy oddychaniu z powodu guli w gardle.
Z przerażeniem obracałam się wokół własnej osi, szukając właściciela głosu. W pewnym momencie zaczęłam dławić się powietrzem. Odruchowo złapałam się za gardło, jakby to mi miało pomóc.
- Zdrajco...
Cofnęłam się dwa kroki do tyłu, potknęłam się o wystający korzeń, zachwiałam i upadłam. Zamknęłam oczy, a moje ciało ponownie przeszył dreszcz.
- Chodź tutaj. Nie uciekaj.
Głos stawał się coraz bardziej wyraźniejszy i głośniejszy. Zacisnęłam szczękę i mocniej przymrużyłam oczy na chwilę. Wzięłam płytki wdech i otworzyłam oczy. Usiadłam na trawie i zaczęłam rozglądać się dookoła. Kiedy uznałam, że jestem chociaż w niewielkim stopniu bezpieczna, powoli podniosłam się z ziemi i chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę lasu.
Ponad gałęziami drzew widać było pierwsze, jasne promienie słońca. Do głowy przychodziło mi tylko kilka pytań: Co ja, do jasnej cholery, robię w sama w środku lasu? Kto coś do mnie mówi? A może to moja wybujała wyobraźnia?
- Zatrzymaj się. - usłyszałam za sobą.
Brzmiało to jak rozkaz. Nie, moment. To nie brzmiało jak rozkaz. To był rozkaz.
Głos należał do mężczyzny, byłam tego w stu procentach pewna. Dałabym sobie głowę uciąć, że był jeszcze głośniejszy i jeszcze bardziej wyraźny niż wcześniej.
Niewiele myśląc, zatrzymałam się. Podejrzewam, że normalny, zdrowy na umyśle człowiek zacząłby uciekać. I właśnie wtedy otrzeźwiałam. Poderwałam się do biegu. Kilka sekund później pędziłam już leśną ścieżką.
Miałam wrażenie, że las staje się coraz gęstszy i ciemniejszy. To nie wrażenie, Alex, to fakt - mówiła moja podświadomość, ale kazałam jej się zamknąć, bo przez nią coraz bardziej się bałam.
- Powiedziałem, zatrzymaj się.
Znowu ten głos... Nogi coraz bardziej mnie bolały, ale zmuszałam się do biegu i nie zamierzałam zwalniać. Przede mną pojawił się ostry zakręt w prawo. Przyspieszyłam z nadzieją, że za zakrętem będzie koniec ścieżki, albo coś takiego. W sumie to nie wiem na co liczyłam. Na jakiś dom, w którym mogę się schronić? W środku ciemnego, gęstego lasu? Mój zmęczony zmysł wzroku niewiele już rejestrował i wyskakując szybko zza zakrętu, wpadłam na coś.
Drzewo. Twarde drzewo. Pień jakiegoś drzewa. Podniosłam głowę. Klon. Przeklęty klon!
Zaraz... Co? Klon? Liściaste drzewo w środku tak ciemnego lasu? Potrząsnęłam głową i zaraz tego pożałowałam, bo ból w skroniach wzrósł.
- Niegrzeczna dziewczynka. Mówiłem, żebyś się zatrzymała. - usłyszałam tuż nad uchem.
Na szyi poczułam chłodny oddech mężczyzny. Obróciłam się szybko, ale zobaczyłam tylko ciemność. Przerażona, zrobiłam krok do tyłu i wpadłam w parzące pokrzywy.
Usłyszałam śmiech po mojej lewej stronie.
- Trzeba było mnie słuchać. - powiedział drwiąco.
Spojrzałam w tamtą stronę, ale zobaczyłam tylko ciemność. Jeśli w ogóle można widzieć ciemność.
Cała obolała wygramoliłam się z płytkiego rowu i pochyliłam się, otrzepując przy tym spodnie. Kiedy podniosłam się do pionu, moje oczy "wylądowały" na równi z sinymi ustami. Powoli podniosłam wzrok i ujrzałam tańczące iskry ognia w czarnych jak węgiel oczach. Trupią twarz otaczały poszarpane, kasztanowe loki.
- Witaj, Skarbie. - szepnął Harry i uśmiechnął się, odsłaniając kły.

Obudziłam się z krzykiem.
- Ratunkuuuu! - wykrzyczałam, siadając na łóżku.
Chwilę później zrozumiałam, że to był tylko zły sen. A gdy sobie to uświadomiłam, złapałam się za skronie... Głowa bolała mnie niemiłosiernie. No, Alex, trzeba było się tak nie upijać - powiedziała moja wszechwiedząca podświadomość.
- Jaki normalny człowiek słyszy swoją podświadomość? - wymruczałam do siebie.
- Witaj, Skarbie. - usłyszałam zachrypnięty głos Harrego. Wzdrygnęłam się na jego powitanie. - Jak się spało?
Spojrzałam na chłopaka, który leżał wtulony w poduszkę i mamrotał coś pod nosem z zamkniętymi oczami. Rozejrzałam się po pokoju i zdałam sobie sprawę, że nie wiem gdzie jestem. Później spojrzałam na swoje ciało... Nie wiem co było bardziej przerażające: to, że nie wiedziałam gdzie jestem, czy to, że leżałam półnaga w jednym łóżku z chłopakiem...Albo to, że nic nie pamiętałam oprócz tego dziwnego snu?
Z zamyśleń wyrwał mnie głośny huk, po którym w całym domu słychać było przeraźliwe mruczenie kota.
- Jebane koty. - wychrypiał Harry do poduszki.
Za chwilę usłyszeliśmy kolejny trzask, dużo głośniejszy od poprzedniego. Złapałam się za głowę. Już wiesz jak to jest mieć kaca, Alex, zapamiętasz ten dzień do końca życia - szeptała moja podświadomość. Boże, znowu?

________________________________________________________

Coś mi się pomieszało, kliknęłam na 'edytuj' przy prologu i teraz mi się wciął między rozdziały :/
Usunęłam archiwum z paska z boku, więc żeby przeczytać dany rozdział klikacie tutaj: <KLIK>
(Edit: Sytuacja opanowana, wszystko wróciło do normy :D )

Ach, nasza szalona Alex :D
Jak czytałyście to wydawało się Wam, że ten fragment, który był snem, dział się naprawdę? A dopiero potem okazało się, że to był sen?
Takie były zamierzenia... A czy wyszło? Napiszcie w komentarzach!

Mały szantażyk? Proszę o prezent na święta - więcej niż 5 komentarzy?
Ja tak ładnie proszę, nooo :3

Wesołych Świąt! :))

Martuu.