piątek, 29 listopada 2013

Rozdział 10


***MARTA***

Na francuskim znów nie było połowy klasy. Wszystko przez te przygotowywania do akademii na zakończenie roku. Co prawda dopiero początek kwietnia, ale w tym roku ma się odbyć bardzo uroczyste zakończenie i już rozpoczęły się próby. Siedząc w ławce, uświadomiłam sobie, że nie ma ani Alex, ani Nialla, ani Harrego. W sumie ten ostatni do szczęścia mi nie był potrzebny. Chyba jednak go nie lubię, pomyślałam.





***
Gdy zadzwonił dzwonek odetchnęłam z ulgą. A że była to ostatnia lekcja z uśmiechem usiadłam na ławce przed szkołą, czekając na Alex.
- Cześć. - usłyszałam tuż nad moim lewym uchem.
Zerknęłam w tamtą stronę i zobaczyłam rozczochranego Louisa.



- Eem, hej.
- Czekasz na kogoś? - zapytał.
- Tak, na Alex. Miała próbę na akademię zakończenia roku, a już skończyłam lek...
- Ona nie była dziś na próbie. - przerwał mi chłopak, świdrując mnie swoim spojrzeniem.
- Co? - zdziwiłam się.
- Harrego z resztą też nie było. - wzruszył ramionami. - Dobra, ja lecę, bo jeszcze mam dwie lekcje. Do zobaczenia! - i zniknął. Znaczy poszedł. Odszedł.
Westchnęłam. Postanowiłam, że pójdę do domu, przecież nie będę siedzieć pod szkołą i czekać na kogoś, kto dawno urwał się z lekcji.

- Marta, zaczekaj! - usłyszałam, gdy przechodziłam przez bramę szkoły.
Stanęłam i obróciłam się za siebie, ku mojemu zdziwieniu, zobaczyłam biegnącego w moją stronę Nialla.
- Uf, ale się zmęczyłem. - wysapał, gdy stanął obok mnie.

- Trzeba było nie biec. - zaśmiałam się.
- Ale chciałem cię dogonić.
- Ale nie musiałeś biec. Poczekałabym.
- Aż tak bardzo nie spieszy ci się do domu? - zdziwił się.
- Jakoś nie za bardzo. - przyznałam.
- A gdzie Alex? - zdziwił się.
- Hmm, w sumie to ... to nie wiem.
Chłopak posłał mi spojrzenie typu "a nie mówiłem?" ale postanowiłam je zignorować.
- Gdzie mieszkasz? - zapytał dziesięć sekund później.
- Na przeciw parku.
- Serio? - uniósł brwi. - Tutaj jest co najmniej dwanaście parków. - zauważył zirytowany.
Zaśmiałam się na widok jego zmarszczonego czoła.
- St. George Park, mówi ci to coś?
- Chyba tak. Biorąc pod uwagę, że też mieszkam naprzeciw tego parku... - zaśmiał się.
Dziwne, że nawet gdy się śmieje, da się słyszeć jego irlandzki akcent.

Jak się okazało, Niall mieszkał po przeciwnej stronie parku. Najkrótszą drogą do jego domu było przejście przez środek parku. Gdy zapytał mnie gdzie mieszkam, wskazałam swój mały, biały domek z niewielkim ogródkiem.
- Ładny. - stwierdził.
- Jasne. - wywróciłam oczami. - Nie lubię go.
- Dlaczego? - zdziwił się chłopak.
- W środku są trzy pokoje i jedna łazienka. A jak wiesz, mieszkam z mamą i siostrą. Uwierz, że dla trzech kobiet to za mało. - Niall zaśmiał się na moje słowa. - A ogródek mógłby być większy. Z altanką i huśtawką ogrodową... Marzenia. - stwierdziłam.
- Marzenia się spełniają. - zauważył Niall.
- Nie takie, Niall, nie takie. - pokręciłam głową.
Chłopak spojrzał na mnie spod ściśniętych brwi.
- Straszna z ciebie pesymistka.
- Jestem realistką.
- Pesymistką. - wykłócał się.
- Realistką.
- A ja optymistą. - wyskoczył nagle.
- To dobrze. - uśmiechnęłam się. - Optymistom lepiej w życiu.
Chłopak już otworzył usta, żeby to skomentować, ale sobie darował widząc moją minę.


***NIALL***
Usiedliśmy na ławce pod wielkim drzewem.
- Nie jesteś stąd. - stwierdziła nagle.
- Nie, nie jestem.
Przypatrywałem się delikatnym rysom jej twarzy. Jej różowe policzki kontrastowały z alabastrową, nieopaloną przez zimę, cerą. Usta od czasu do czasu zmieniały swoje ułożenie - raz delikatnie się uśmiechała, raz wciągała powietrze przez usta, a raz szeptała coś. Jej długie rzęsy spoczywające teraz na policzkach... Zmarszczyłem brwi. Ile ona ma tuszu! Strasznie mocny makijaż. Za mocny. Powinna delikatniej się malować. Muszę jej to kiedyś powiedzieć.


- Jesteś albo ze Szkocji, albo z Irlandii. - powiedziała i otworzyła oczy, wpatrując się w falujące na wietrze liście klonu.
- Owszem, jedno z dwóch. Zgadnij.
Dziewczyna ponownie zamknęła oczy. Teraz poddałem analizie jej włosy; gdzieniegdzie były proste, a gdzieniegdzie lekko się falowały. Niektóre pasma włosów były na końcach lekko poskręcane. Ciężko było określić ich kolor, bo są mieniące się w słońcu.
- Irlandia.
- Dlaczego tak sądzisz? - zapytałem, zaciekawiony jej tokiem rozumowania.
- Masz takie ładne oczy.
W głębi duszy wybuchnąłem śmiechem.
- Pewnie zastanawiasz się, co to ma wspólnego z Irlandią? - trafiła w sedno.
- Owszem.
- Mój tata miał ładne oczy.
Zmarszczyłem brwi, dalej nic nie rozumiejąc.
- To znaczy?
- Był Irlandczykiem.
- Aha. - uśmiechnąłem się.
- Tak. - otwarła oczy. - Pora na mnie. Do zobaczenia jutro! - pożegnała się i poszła do domu.
Obserwowałem jak znika za gęstym żywopłotem.
Dlaczego tak nagle poszła? Złe wspomnienia z ojcem?



***


Wieczorem usiadłem na łóżku z gitarą w ręku i zacząłem grać pierwszą, lepszą melodię.
Chwilę próbowałem zagrać jakąś melodię, a gdy uznałem, że jest dobra, szybko napisałem chwyty.
Myślami powróciłem do Marty - jej naturalnego piękna, które ukrywa pod warstwą makijażu i jej opisie domu. Kiedy opowiadała jak mieszka (w kilku zdaniach, ale zawsze to coś) ani jednym słowem nie wspomniała o ojcu. Zastanawiające jest też to, że zabolało ją to, że jestem Irlandczykiem i mam oczy jak jej ojciec. Każde wspomnienie ją boli. Przypuszczam, że nie żyje. Miał jakiś wypadek. Albo choroba.
Tej nocy nie dane mi było zasnąć, bo moją głowę wypełniały myśli o Marcie i jej rodzinie.



___________________________________________

Znowu szybciej dodałam rozdział! Specjalnie dla Was, Skarby moje! :)

Powiedziałam, że akcja się będzie rozkręcać, ale coś ten rozdział jeszcze za spokojny jest ;p
Następne będą o wiele ciekawsze i bardziej pomieszane! :)

Bardzo Was proszę o kolejne komentarze. Nie chcę wprowadzać zasady "10 komentarzy = następna część" albo coś takiego. Dlatego proszę Was o pozostawienie po sobie śladu. Napiszcie chociaż "czytam".

I przypominam o ankiecie w prawym, górnym rogu (pod nagłówkiem).

Martuu.

3 komentarze: